piątek, 1 lutego 2013

Kto rano wstaje...

W końcu. Udało mi się wyrwać kilka godzin na wyprawę do Osowca. Nawet 18 stopniowy mróz nie był w stanie mnie powstrzymać. Zaczęło się obiecująco, na przystanku PKS pod Osowcem "czekały na autobus" trzy łosie, klępa z dwoma młodymi. Niestety aparat czekał jeszcze w plecaku, a spłoszone zbytnim zainteresowaniem wszystkich przejeżdżających łosie postanowiły przejść przez drogę i po chwili zniknęły w zakrzaczeniu.
 Nad "Rudzkim" zaskoczyła mnie cisza. Słońce właśnie wschodziło nad lasy nad horyzontem barwiąc turzycowiska na czerwono. Ptaki obudziły się dopiero dobrą godzinę później, tym razem najbardziej rannym ptaszkiem był "stary" Wróbel.
 Wszedłem na wieżę widokową ale wiatr błyskawicznie wywiał mi ten pomysł z głowy. Ruszyłem więc na przełaj przez zamarznięte mokradła tak jak często robiłem to za dzieciaka.
 Dobrze było poczuć się znowu jak u siebie, przypomnieć stare ścieżki, a nawet znaleźć zaspę niemal po pas. Mróz poradził sobie nawet ze spienioną wodą "Rudzkiego" pod mostem kolejowym, tworząc fantazyjną formę z lodu i śniegu.
 Do domu wracałem w wyśmienitym nastroju. Myślę, że wrócę tam wiosną tak wczesną jak tylko zdołam. Więcej zdjęć z wycieczki w galerii Picassa.